środa, 19 września 2012

Imagin Louis ^^


Tego dnia znowu pokłóciłaś się z mamą. Znowu o tate, znów obwiniała cię o jego śmierć, choć to wcale nie była twoja wina, chciał uratować ciebie, a sam zginął. Wybiegłaś zapłakana z domu, mieszkałaś w mieście a zarazem miałaś 20 minut jazdy autobusem do lasu. Zawsze tam jeżdziłaś, gdy miałaś doła albo handre. Wybiegłaś nawet nie przebierając się. Turkusowa dresowa mini i czarna bokserka, nie wzięłaś nawet bluzy. Strasznie lubiłaś tą spódniczkę, była o wiele wygodniejsza niż dresy, czy short'y, dobre na taką pogodę. Wysiadłaś z autobusu, białe najeczki kontrastowały z twoją ciemną karnacją, długie blond włosy były rozczochrane od jarmolenia ich, a oczy zrobione na intensywnie czarny kolor były rozmazane od hektolitrów łez. Szłaś wzdłuż lasu, wtedy czarny, z przyciemnianymi szybami i alusami qashqai. Leciał niezłe ponad stówkę, wiedziałaś tylko piach i kurz, który po sobie postawił. Zatrzymał się przy tobie i brązowooki ciemnoblond chłopak wyjrzał zza szyby pytając, czy nie masz ochoty się "zabawić". Odpowiedziałaś stanowczo nie, chłopak nalegał, ale ty byłaś nieugięta. W końcu się wkurzył, powiedział coś w stylu "teraz" chyba, że źle zrozumiałaś. Nie, jednak zrozumiałaś doskonale. Tylne drzwi po obu stronach się otworzyły i wyszło z nich dwóch kolesi napakowanych jak goryle. Przestraszyłaś się w sumie miałaś czego. Podeszli do ciebie i zapakowali cię do środka, pomiędzy sobą. Wyrywałaś się i krzyczałaś, ale kto cię usłyszy na takim odludziu , śliczny brązowooki chłopak jechał jeszcze bardziej w głąb lasu. Zatrzymali się po kilkunastu kilometrach i dwaj goryle wyprowadzili cię na zewnątrz.
-wybacz kotku, nie chciałaś po dobroci, a ja nie mogę oderwać od ciebie wzroku-rzucił blondyn z cwaniackim uśmiechem. Zaczełaś go prosić, żeby nic ci nie zrobił lecz go to jeszcze bardziej nagręcało. W końcu zaczełaś płakać, ale on już rozpinał spodnie, a jego kompani trzymali cię tak mocn, że nie mogłaś się ruszyć. No, cóż nie pozostało ci nic innego jak krzyczeć, choć wiedziałaś, że to nic nie da, ale co miałaś robić? Najpierw krzyczałaś coś jak "na pomoc", a potem, że oni chcą ci zrobić krzywdę. Blondyn tylko sie zaśmiał i już podnosił twoją spódniczkę. Wtedy zza drzewa wyłoniła się piękna, matowo czarna R8. Tylko zapiszczało a z auta wysiadł niebieskooki chłopak. "cholera! przecież to tomlinson, ten tomlinson!" powiedziałaś w myślach.
-Cholera! Co wy robicie?! Żeby gwałcić tak idealne stworzenie jakim jest kobieta?! Co z was za faceci! Skoro tak chcecie, to przy każdej drodze stoją tirówki, które czerpią z tego przyjemność, a nie kurwa zapłakana i bezbronna dziewczyna!- krzyczał Lou, wpadł już w jakąś furię. Wtedy jeden z gahów się puścił, żeby zadać cios twojemu wybawcy, a ty czmychnełaś i szybko schowałaś w samochodzie niebieskookiego. Louis nie zrobił uniku, dostał tak mocno że aż go przemroczyło, już nie mogłaś na to patrzeć. Radził sobie, ale ich było trzech, w tym dwie małpy, znaczy goryle. Zobaczyłaś, że pod nogami masz kij do baseball'u. Wysiadłaś i chciałaś mu pomóc, ale gwałciciel szedł w twoją stronę. Krzyknełaś do Lou, rzuciłaś mu kij i szybko zamknełaś się od środka w samochodzie. Pozałatwiał ich trzech w jakieś 10 minut, oni ju leżeli nie przytomni, zabrał im jeszcze kluczyki i wrócił do samochodu. Wtedy zobaczyłaś jak mocno krwawi.
-Boże...lou...znaczy...panie Lou! Co ci jest? jedziemy do szpitala, mogę poprowadzić, ale już!-powiedziałaś bardzo zdenerwowana.
-Po 1-sze to jestem Lou, jesteśmy pewnie z tego samego rocznika, a po 2-gie jestem facetem nic mi...- ale jesteś taki delikatny!- przerwałaś mu- może i jestem gwiazdeczka, ale jestem też facetem, a to znaczy, że jestem wystarczająco silny i kilka siniaków i rozcięta warga mi nie przeszkadza. A po za tym... - jak chcesz, to wargą mogę się zająć - byłaś zamyślona i coś takiego palnełaś, dopiero po chwili dotarło do ciebie co powiedziałaś do LOUISA TOMLINSINA Z ONE DIRECTION! Byłaś w stanie tylko puścić buraka-Hmmmm...brzmi kusząco-mówiąc to podniósł jedną brew i schylił się do ciebie po czym namiętnie, ale tak tak naprawdę namiętnie cię pocałował - no...a tego... o nic ci on nie zrobił?-spytał z troską w głosie- nie, zdążyłeś mój wybawco. Lepiej mi powiec skąd się wiedziałeś i ...jjak?-no słyszałem że ktoś krzyczy, no kurde, musiał bym być jakimś zwyrodnialcem, żeby nie zareagować na takie coś, księżniczko.-A skąd ten baseball?-zapytałaś?-aaa...właśnie wracam z meczu od Roberta Pattinsona. Otworzyłaś szerzej oczy, ale nie dałaś poznać po sobie zdziwienia .
-Jak tu wrócę i ich dorwiemy z chłopakami.
-nie, nie, nie rób sobie problemów!
-ale...-przerwał
-żadnego ale! inaczej wysiadam i nawet i nawet za mną nie idź. Ze mną wszystko ok.-oznajmiłaś i teraz ty go pocałowałaś.
-nie przekonałaś mnie kochanie...
-nie? podniosłaś się i próbowałaś usiąśc mu na kolanach. Pocałowałaś go tak namiętnie.
-no już lepiej, choć mała, zmywamy się w takim razie - oznajmił stanowczo
-to zawieź mnie gdzieś do centrum , nie chce wracać do domu, do mamy...
Ruszyliście, błądziliście ładnych kilka godzin, jeżdząc bez celu i rozmawiając, o wszystkim i o całym życiu, was obojga. Poznał twoją historię. W końcu zatrzymaliście się gdzieś. Była to wielka willa z basenem itp.

- No to kotku...dziś spędzisz noc u mnie.- uniósł brew, uśmiechnął się i wysiadł z samochodu. Przyszedł, wziął cię na barana i poszliście do domu.


I jak wyszedł xD follow me on the twitter :) @OlaWawrzynska

1 komentarz: